Polska skarbówka znowu znalazła sposób, jak wydusić z obywatela kolejne pieniądze. Tym razem chodzi o sprzedaż działek. Jeśli właściciel gruntu skorzysta z pomocy prawnika lub doradcy przy transakcji, fiskus… uzna go za podatnika VAT. I to niezależnie od tego, czy sprzedaje jedną nieruchomość, czy całe osiedle.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej właśnie przyznał rację polskiemu urzędowi skarbowemu.
Jedna działka, jedna sprzedaż… a podatek jak za firmę
Jak podaje „Rzeczpospolita”, TSUE wydał wyrok, który będzie mieć poważne konsekwencje dla zwykłych obywateli. Orzeczenie oznacza, że fiskus ma prawo uznać sprzedawcę działki za podatnika VAT, jeśli ten korzysta z pomocy profesjonalnego pełnomocnika – np. pośrednika, prawnika czy doradcy.
Co to oznacza w praktyce?
- Masz działkę, którą chcesz sprzedać?
- Kupujący proponuje pomoc w „papierologii”, żeby szybciej załatwić warunki zabudowy czy notariusza?
- Korzystasz z tej pomocy?
Gratulacje. Dla urzędu jesteś „przedsiębiorcą”. I musisz zapłacić VAT.
Fiskus sięga coraz głębiej. Nieznajomość prawa to nie problem… urzędu
Eksperci nie mają złudzeń: stanowisko skarbówki jest coraz bardziej agresywne. – Spory o VAT od działek toczą się od lat, a wielu sprzedających nie ma pojęcia, że grozi im obowiązek podatkowy – mówi doradca podatkowy Grzegorz Gębka w rozmowie z „Rz”.
I właśnie na tym fiskus żeruje. Zamiast uprościć i uczytelnić prawo, tworzy pułapki, w które wpadają zwykli ludzie. Chcesz być uczciwy, zlecasz przygotowanie dokumentów profesjonaliście – i właśnie wtedy wpadasz w sidła podatkowe.
Absurd prawny czy celowa pułapka?
– Skarbówka twierdzi, że samo skorzystanie z usług pełnomocnika oznacza prowadzenie działalności gospodarczej – komentuje adwokat Piotr Stryjewski. – Nawet jeśli ktoś sprzedaje tylko jedną działkę w życiu.
To nie żart. Nie trzeba prowadzić działalności, nie trzeba mieć NIP-u, nie trzeba mieć obrotów. Wystarczy, że masz coś, co chcesz sprzedać – i skorzystasz z doradcy.
Orzeczenie TSUE? Zielone światło dla polowania
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej to kolejny krok w stronę fiskalnego zamordyzmu. Zamiast chronić obywatela przed machiną biurokratyczną, europejski sąd staje po stronie skarbówek i ich naciąganej logiki.
Tym samym Polska administracja dostaje zielone światło, by kontrolować, straszyć, naliczać odsetki i żądać pieniędzy od ludzi, którzy nie popełnili żadnego przestępstwa – jedynie zaufali, że lepiej załatwić sprawę zgodnie z procedurą.
Co dalej?
Obywatel ma być ostrożny, milczący i… płacić. Państwo nie ułatwia – państwo czyha. Prawo podatkowe w Polsce to labirynt, z którego nie wyprowadzi cię nawet doradca – bo jak się okazuje, sam jego udział w sprawie jest już winą.