W rozmowie na kanale Rymanowski Live Andrzej Duda wziął w obronę Jarosława Kaczyńskiego, komentując spór między Konfederacją Wolność i Niepodległość a PiS. Zdaniem byłego prezydenta to młodzi politycy Konfederacji powinni „grzecznie pytać” Kaczyńskiego o spotkania i dostosować się do jego wymagań.

– Prezes Jarosław Kaczyński to pokolenie naszych rodziców… oczekuje pewnych podwyższonych norm kulturowych od młodszych od siebie i uważam, że warto je zachować – mówił Duda.

Hipokryzja norm kulturowych

Problem w tym, że sam Kaczyński przez lata słynął z zupełnie innych standardów. To on publicznie wyzywał Polaków od „mord zdradzieckich” czy „kanalii”. To on wrzeszczał „bez żadnego trybu”. To wreszcie on w czasie pandemii oskarżał ludzi, którzy nie chcieli przyjąć eksperymentalnych preparatów, o realizowanie „planu KGB z lat 80.”.

Mówienie dziś o jego „kulturowych normach” brzmi więc nie tylko ironicznie, ale wręcz komicznie.

„Dorobek” kontra rzeczywistość

Duda dodał, że Kaczyński ma większy dorobek od liderów Konfederacji, bo był premierem i od dekad „walczył o Polskę”. Nie wspomniał jednak, że ten „dorobek” to m.in. rozrost socjalizmu, gigantyczne zadłużenie państwa i podporządkowanie Polski brukselskim dyktatom – dokładnie to, przeciwko czemu dziś buntują się młodzi wyborcy.

Zamiast jedności – protekcjonalne pouczanie

Duda próbował przedstawiać siebie jako mediatora i sugerował, że Mentzenowi ktoś „doradził źle”, by nie doszło do porozumienia. W praktyce jednak jego słowa sprowadzały się do protekcjonalnego pouczania młodszej prawicy, że powinna kłaniać się Kaczyńskiemu.

Wnioski

Jeśli prawica w Polsce ma być rzeczywiście skuteczna, nie może w nieskończoność oglądać się na „starszych panów”, którzy przez dekady kompromitowali patriotyzm rozdawnictwem i fałszywym sojuszem z Brukselą. Normy kulturowe, o których mówi Duda, to dziś bardziej maska niż realna praktyka.