W trakcie niedawnej debaty kandydatów na urząd Prezydenta RP, Magdalena Biejat – reprezentująca Lewicę – w kontekście głośnej sprawy aborcji w Oleśnicy nazwała zabite dziecko „płodem”. To określenie wywołało głęboki sprzeciw wielu obywateli, szczególnie tych, którzy bronią prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Słowa Biejat to nie tylko semantyczne uproszczenie – to symptom szerszego problemu relatywizowania wartości ludzkiego życia.
Dziewiąty miesiąc ciąży to pełne życie
Dziecko w 37. tygodniu ciąży – czyli w dziewiątym miesiącu – jest zdolne do życia poza organizmem matki. W wielu przypadkach wcześniaki urodzone na tym etapie rozwijają się normalnie i zdrowo. Medycyna jednoznacznie klasyfikuje ten okres jako końcówkę ciąży donoszonej. Używanie w takim kontekście słowa „płód” to próba dehumanizacji dziecka, co stanowi wygodną narrację dla środowisk promujących aborcję.
Język kształtuje świadomość
W przestrzeni publicznej walka o dusze obywateli toczy się nie tylko w parlamencie czy na ulicach – toczy się także w słowach. Mówiąc o dziecku w łonie matki jako o „płodzie” w dziewiątym miesiącu, Magdalena Biejat nie tylko pomniejsza godność dziecka nienarodzonego, ale też wpisuje się w niebezpieczny językowy trend, który zagraża moralnym fundamentom naszej cywilizacji.
Prawda musi być broniona
Nie możemy udawać, że takie wypowiedzi nie mają znaczenia. Jeżeli politycy chcą pełnić funkcje publiczne, muszą brać odpowiedzialność za słowa. Trzeba jasno powiedzieć: dziewięciomiesięczne dziecko to nie „płód”. To mały człowiek, gotowy do przyjścia na świat. Tego nie da się zakrzyczeć ideologią ani ukryć za pseudonaukowym żargonem.
W obronie życia
W obliczu tego typu narracji potrzebni są politycy, którzy nie ugną się pod presją poprawności politycznej i będą głośno mówić prawdę o świętości życia. Niezależnie od tego, co mówią mainstreamowe media czy przedstawiciele lewicy – życie ludzkie zaczyna się od poczęcia i zasługuje na ochronę na każdym etapie rozwoju.