W nocy doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony. Część z nich została zestrzelona przez polskie wojsko, a do poszukiwania szczątków aktywowano żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT). Sytuacja wywołała zaniepokojenie i pytania o prawdziwe źródło incydentu.
Skrócony czas stawiennictwa dla żołnierzy WOT
Minister Obrony Narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował, że żołnierze WOT muszą być gotowi do natychmiastowego stawiennictwa:
- do 6 godzin w województwach: podlaskim, mazowieckim, lubelskim i podkarpackim,
- do 12 godzin w województwach: pomorskim, warmińsko-mazurskim, kujawsko-pomorskim, łódzkim, świętokrzyskim i małopolskim.
Władze podkreślają, że Polska jest w stałym kontakcie z dowództwem NATO, a wojsko użyło uzbrojenia przeciwko „wrogim obiektom”.
Prowokacja czy realny atak?
Pojawiają się pytania, czy drony rzeczywiście były zagrożeniem ze strony Rosji, czy może… celową prowokacją Ukrainy.
- Dlaczego drony, lecąc setki kilometrów nad terytorium Ukrainy, nie zostały tam zestrzelone?
- Czy „bierność” Kijowa nie miała na celu przestraszenia polskiego społeczeństwa?
- Czy przypadkiem nie próbuje się wciągnąć Polski w cudzy konflikt pod hasłem: „Rosja atakuje, musimy działać!”?
Polska nie może dać się wciągnąć w cudzą wojnę
Nie wolno zapominać, że przypadków w geopolityce nie ma. Dron nie „zbłądził”, radar nie „zaspał”, a rakieta nie „przeoczyła granicy”. To zawsze element szerszej gry politycznej.
Polska musi zachować zimną krew i bronić własnych granic – ale nie dać się sprowokować ani zastraszyć. Nasz kraj nie może być mięsem armatnim cudzej wojny.
Komentarze są zamknięte