Po ostatnich wyborach prezydenckich część środowiska związanego z ruchem „Silni Razem” nie może pogodzić się z wynikiem głosowania. Ku ich rozczarowaniu, Szymon Hołownia – jeden z kandydatów, który w drugiej turze nie wszedł do ścisłego finału – nie dołączył do chóru kwestionującego legalność wyborów, które wygrał Karol Nawrocki.
Lewicowi aktywiści zarzucają Hołowni bierność, a nawet „zdradę demokracji”, ponieważ nie chce forsować narracji o masowym fałszerstwie wyborczym. Tymczasem sam polityk zachowuje ostrożność i nie widzi podstaw prawnych do podważania wyniku, co wywołało furię wśród najbardziej radykalnych środowisk liberalno-lewicowych.
Korwin-Mikke: „Jak ja pogardzam tą bandą chamów…”
Do ataków na Hołownię odniósł się Janusz Korwin-Mikke, który bez ogródek wskazał na hipokryzję środowiska „Silnych Razem”. W swoim stylu sarkastycznie i z ironią skomentował sytuację na portalu X (dawniej Twitter):
„Nie powiem, zabawny jest ten krzyk Silnych Razem, że WCzc. Szymon Hołownia – dla dobra demokracji – nie chce przeprowadzić wariantu rumuńskiego i złamać tej samej konstytucji, której tak bohatersko bronili w poprzedniej kadencji”.
W kolejnym wpisie dołożył jeszcze ostrzej:
„Jak ja pogardzam tą bandą chamów, którzy są silni tylko wtedy, gdy są w kupie”.
To mocna krytyka lewicowej hipokryzji, szczególnie wobec ich rzekomego przywiązania do wartości konstytucyjnych i demokratycznych – które teraz są gotowi poświęcić, gdy wynik wyborów im nie odpowiada.
Kiedy demokracja pasuje tylko wtedy, gdy wygra „nasz”
Obecna narracja pokazuje, że dla wielu przedstawicieli tzw. „opozycji totalnej” demokracja działa wyłącznie wtedy, gdy wygrywa ich kandydat. Jeśli wybory przegrywają – szukają fałszerstw, naciskają na instytucje i nawołują do łamania konstytucji, czyli dokładnie tego, co rzekomo zwalczali przez ostatnie osiem lat.
Słowa Korwin-Mikkego obnażają tę postawę – tłum, który pod sztandarem „wolności” chce narzucić swoją wolę każdemu, kto myśli inaczej.
Comments are closed