Podczas ostatniego Szczytu Klimatycznego odbywającego się w Polsce Andrzej Duda powiedział, że Polska posiada złoża węgla, które wystarczą na setki lat. Oznajmił ponadto, że dołoży wszelkich starań, by chronić polski węgiel.
Od wypowiedzi prezydenta minęły 4 lata, a rzeczywistość okrutnie zweryfikowała jego słowa. Wydobycie jest najniższe od lat i stale spada. Zamiast inwestować w rodzime górnictwo, sprowadzamy węgiel z Kolumbii i Australii. Jako wisienkę na torcie można dodać, że Sejm uchwalił projekt zamknięcia wszystkich kopalń do 2049 roku.
Polska dekarbonizacja
„Polska węglem stoi” – prawi stare polskie porzekadło. Od początku XX wieku nasz kraj był jednym z największych eksporterów węgla w Europie. Nasze zasoby były w stanie zasilić państwa na całym kontynencie. Po 1945 roku rozwinięty przemysł węglowy pomógł naszemu narodowi podniesienie się po II wojnie światowej. Węgiel napędził rozwój całej industrializacji, fabryki metalurgiczne i stocznie. Węgiel swój złoty wiek w Polsce osiągnął w 1979 roku, kiedy to udało się wydobyć ponad 201 mln ton tego surowca. Dziś wydobywamy zaledwie 25% tej wartości. Niegdyś potężne imperium węglem płynącym stało się jedynie legendą.
Reformy ustrojowe po 1989 roku okazały się brutalne dla naszego przemysłu węglowego. Mimo że Polska dalej znajduje się na podium w Unii Europejskiej w wydobywaniu węgla, kupujemy go w znacznych ilościach z innych państw, z Czech, USA, Australii, a do czasu wybuchu wojny na Ukrainie – najwięcej z Rosji. Doprowadzono także do zamknięcia wielu polskich kopalni. Z 70 kopalń z 1990 roku zostało jedynie 25, jednocześnie zredukowano liczbę górników z 388 tys. do 80 tys. W zeszłym roku doprowadzono do likwidacji dwóch najstarszych polskich kopalni, Wujek i Solidarności. Obie zaczęły wydobycie na początku XIX wieku.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości podjął już dalekosiężne plany Polski bez węgla. W projekcie Ministerstwa Klimatu stwierdzono, że do 2030 roku procent energii wytwarzanej z węgla ma spaść o połowę, w 2040 roku węgiel może generować zaledwie 11 procent energii, by 9 lat później zniknąć na dobre.
Podatki, obostrzenia i afrykański węgiel
Węgiel w coraz większych ilościach kupujemy zza granicy ze szkodą dla polskiej energetyki i własnego górnictwa. W zeszłym roku było to 13,2 mln ton węgla kamiennego, w tym większość pochodziła z Rosji, bo ponad 9,5 mln ton. Resztę sprowadzamy z wszystkich stron świata, z Indonezji, Kolumbii, czy RPA. Sprowadzamy go, bo musimy, nasze kopalnie dostarczają mniej surowca, niż wynosi zapotrzebowanie. Nasze wydobycie plasuje się w przedziale ok. 50 mln ton rocznie, a zużycie 62 mln ton. Z powodu deficytu przez ostatnie dwa lata sprowadziliśmy 35 mln ton węgla kamiennego o wartości 14 mld zł.
Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest polityka rządu polegająca na gnębieniu rodzimego przemysłu węglowego licznymi regulacjami i wysokimi podatkami, co omija węgiel importowany zza granicy. Wedle wyliczeń Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, 65% wszystkich wydatków spółek węglowych stanowią podatki, składki oraz świadczenia. Do tego dochodzą opłaty i kary na rzecz funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej i na rzecz gmin. Zbytnie opodatkowanie polskiego węgla przy jednoczesnych ulgach dla zagranicznego to jeden z czołowych argumentów. Zwracamy uwagę na wysokie opodatkowanie VAT polskiego węgla, który jest obarczony stawką 23%, podczas gdy na zagraniczny obowiązuje obniżona stawka – 15%.
Niższe koszty pracy w połączeniu z szerokimi dotacjami do transportu surowca w wyżej wymienionych państwach powodują, że można taniej sprowadzić od nich węgiel niż wydobyć w Polsce na miejscu. Czarne złoto z RPA kosztuje raptem 239 zł za tonę, Kolumbia oferuje nieco droższą cenę za 278 zł za tonę. Z kolei za surowiec z Rosji płaciliśmy ok. 303 zł. Nie może się to równać z cenami żadnej kopalni PGG, dla której wydobycie tony węgla to koszy nawet 500 zł.
Swoją cegiełkę dokładają obostrzenia Unii Europejskiej, a dokładniej uprawnienia do emisji CO2, które w lutym tego roku wyniosły niebagatelne 470 zł za tonę emisji CO2. Wprowadzony przez UE pakiet środowiskowy zakłada, że Europa stanie się w przeciągu kilku najbliższych lat kontynentem neutralnym klimatycznie. Jest to myślenie utopijne i wysoce niesprawiedliwe. Polska odpowiedzialna za zaledwie 1% globalnej emisji dwutlenku węgla ma ponieść cenę ochrony klimatu kosztem własnego rozwoju, podczas gdy trzy państwa, Chiny, Indie i USA odpowiadają w zasadzie za połowę globalnej emisji.
Jesteśmy nieprzystosowani do wymuszanej na nas transformacji energetycznej, nie możemy przyjmować jej na takich samym warunkach co zachodni sąsiedzi. W Polsce ze wszystkich rodzajów energii, źródła alternatywne dostarczają jedynie 18% , w czasie gdy w Niemczech ok. 50%.
Równocześnie pouczające o ekologii Niemcy same łamią własne postanowienia klimatyczne. W Łużycach po odkryciu złóż węgla, zlikwidowano w celu budowy kopalń ok. 130 wsi i przesiedlono 30 tys. mieszkańców. Wycięto także połacie lasów. Na prośby organizacji ekologicznych o zaprzestanie działań , niemiecki wyższy sąd administracyjny orzekł, że „zagroziłoby to nadrzędnemu interesowi publicznemu”. Władze Niemiec zapowiadają także powrót wielu wcześniej wyłączonych elektrowni węglowych. Od 1 października do niemieckiego systemu wróci 1,8 GW mocy zainstalowanej w elektrowniach opalanych węglem brunatnym.
Składy węgla są na wyczerpaniu. Czy tej zimy będziemy palić chrustem?
Powyższe akty legislacyjne idące w parze z dyrektywami UE doprowadziły nas do okoliczności, że węgla stale ubywa. Na domiar złego rząd nałożył embargo na rosyjski węgiel stanowiącego 70% naszego importu, który szedł głównie na użytek gospodarstw domowych oraz ciepłowni. Wprowadziliśmy zakaz sprowadzania rosyjskiego węgla bez zapewnienia alternatywnego źródła dostaw. W tej chwili posiłkujemy się wprawdzie węglem importowanym zza oceanu, ale nasz system logistyczny jest dostosowany do odbioru węgla ze wschodu, nie z północy, przekształcenie całej infrastruktury będzie wymagało czasu i dodatkowych środków.
O tym, jak źle wygląda sytuacja, można domyślić się po słowach premiera. „Mimo że kopalnie polskie zwiększają wydobycie, zarówno na Śląsku jak i na Lubelszczyźnie, węgla może być za mało” – stwierdził premier Mateusz Morawiecki podczas spotkania kryzysowego z szefami spółek PGG, PGE i Węglokoks. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie węgiel może urosnąć do miana towaru luksusowego.
Rząd podjął już pierwsze działania w celu ustabilizowania dostępności do węgla w postaci niedawno uchwalonego dodatku węglowego. Dodatek będzie przysługiwał w wysokości 3 tys. zł dla gospodarstw domowych, w których głównym źródłem ogrzewania są piece na węgiel. Koszt programu ma wynieść ok. 11,5 mld zł. Nie jest możliwe jednak zapewnienie ustawowo węgla dla wszystkich chętnym, kiedy go realnie nie ma.
Same kryteria przyznawania dodatku traktują niesprawiedliwie osoby, które ogrzewają swój dom gazem lub innymi nośnikami energii. Najwięcej straciły te gospodarstwa, które zachętami rządowego programu „czyste powietrze” zdecydowały się na wymianę swojego pieca węglowego na instalację gazową. Ci ostatni nie otrzymają żadnego zasiłku wspomagającego, mimo że ceny gazu od czasu wybuchu wojny na Ukrainie szybują do góry. Jeśli Rosja odetnie dostawy, co wielokrotnie zapowiadała, to sytuacja osób posiadających instalacje gazowe może stać się bardzo trudna.
Jeżeli nie węgiel, to co?
Wyrok nad przemysłem węglowym już zapadł i wszystkie kopalnie wraz z elektrowniami węglowymi mają zostać wygaszone w przeciągu 27 lat. W tym czasie należy zastanowić się, co możemy wprowadzić w zamian. Najbardziej rozsądną alternatywą wydaje się atom, zwłaszcza że każdy sąsiadujący z nami kraj takową elektrownię posiada. W promieniu 300 km od Polski pracują 23 reaktory jądrowe. Dlaczego warto zainwestować w atom także i w Polsce? Przemawia za tym co najmniej kilka powodów:
– Nowoczesna elektrownia atomowa jest w stanie dostarczyć energii w pułapie 2000 MW, podczas gdy jeden blok elektrowni węglowej jedynie 800 MW.
– W przeciwieństwie do paliw kopalnianych jest całkowicie przyjazna dla środowiska, gdyż nie powoduje emisji zanieczyszczeń powietrza związanych ze spalaniem.
– Jest stabilniejsza niż OZE, które uzależnione są od warunków pogodowych jak promieniowanie słoneczne czy wiatr. Zajmuje również o wiele mniej terenu, typowa elektrownia jądrowa zajmuje obszar wielkości fabryki, a przeciętna farma wiatrakowa 500 ha.
– Może być ratunkiem dla rodzimej branży węglowej i pomocą w przetransferowaniu dziesiątek tysięcy miejsc pracy.
– Jest bezpieczna. Prawdopodobieństwo wystąpienia awarii w reaktorze wynosi mniej niż jeden do czterystu milionów. Można to porównać do ryzyka rażenia człowieka piorunem, które wynosi od jeden do trzech tysięcy.
Teoretycznie Polska przymierza się do energetyki jądrowej, ale te przygotowania trwają de facto 12 lat, czyli rozpoczęły się jeszcze za kadencji Donalda Tuska i jak do tej pory pochłonęły łącznie 700 mln zł. Setki milionów, z których nic nie wynika, gdyż nie znamy lokalizacji gdzie ma być położona elektrownia, nie mówiąc już o terminie budowy, który z roku na rok jest przesuwany.
Odpowiedzialna za te problemy jest tylko i wyłącznie nieudolna polityka rządu. W jakim czasie jest możliwe wybudowanie elektrowni atomowej dzisiaj? Uruchomiona w 2021 r. elektrownia w białoruskim Ostrowcu powstała w 8 lat. Najszybsi są Chińczycy, na budowę potrzebują od 6 do 7 lat. Podobny czas byłby osiągalny i u nas. Raport przeprowadzony przez Ministerstwo Energii wskazuje, że polskie firmy posiadają doświadczenie w budowie komponentów elektrowni jądrowej. Aktualnie w Polsce działa ponad 300 podmiotów, które posiadają kompetencje z zakresu energetyki jądrowej. W Finlandii przy budowie bloku nr 3 w elektrowni atomowej Olkiluoto pracowało 25 polskich firm. Polskie przedsiębiorstwa zrealizowały także zlecenia przy budowanie elektrowni jądrowych w Rosji, na Ukrainie, w Japonii oraz w Meksyku.
Niezależnie od tego, czy jesteśmy zwolennikami węgla lub atomu, oba rozwiązania posiadają wspólną cechę – opierają się na suwerenności energetycznej. Jeżeli Polska dalej będzie posłuszna rezolucjom Brukseli ws. wygaszania górnictwa czy inwestowania w OZE zamiast atomu, czeka nas pełne uzależnienie gospodarcze od państw zachodnich i utrata własnej podmiotowości.